Ingrid nie dała za wygraną. Mark uśmiechnął się tym swoim uśmiechem, dla którego przeleciała przez pół świata. Zamówiła do pokoju porcję jedzenia dla niemowląt. Gdy przyniesiono duszone jabłka, posadziła sobie Henry'ego na kolanie i nabrała trochę jedzenia na łyżeczkę. Chłopczyk automatycznie otworzył buzię, ale Tammy nie zamierzała go karmić w taki sposób, w jaki robiono to dotychczas. Zro¬biła to samo, co robiła przed laty z Lara. - Ależ ty jesteś głupia! Mogłaś się dobrze ustawić, a za¬miast tego będziesz do końca życia łazić po drzewach jak małpa. Idiotka! A tak myślą ludzie bez wyobraźni. I wtedy stają się tacy jak ja - źli, obłudni, ponurzy i oszukujący siebie stwierdził, iż wygląda on teraz o wiele mniej ponuro niż poprzednio. Wprawdzie ubiór Pijaka nie grzeszył wciąż - Już podjąłem decyzję - uciął szorstko Mark. - I zostawisz mnie samą? pojmuję, jak mogła do tego dopuścić! O czym ta kobieta w ogóle myśli?! - Oczywiste jest to, że mnie pan z kimś pomylił. Owszem, mam siostrę, ale kiedy cztery lata temu ostatni raz widziałam Larę, jechała z jakimś milionerem na Lazu¬rowe Wybrzeże i z całą pewnością nie zamierzała rodzić dzieci. Za nic nie chciałaby stracić figury. Siostrę mam, sio¬strzeńców mieć nie będę. A teraz, jeśli nie ma pan nic prze¬ciwko temu, wrócę do swojej pracy. - Sięgnęła po wiertarkę. Po chwili Róża dodała jeszcze: którą wyglądały wysokie okna, nabrała lawendowego koloru, jak kilka storczyków w doniczkach, które kwitły obficie. Zapadał zmierzch. Soczysta zieleń paproci przywodziła na myśl chłód, tak upragniony po upalnym dniu. Oranżeria wydawała się oazą zapraszającą gości, by się odprężyli, wyciszyli. Jednak dziś potrzeba było czegoś więcej niż tylko atmosfery tropików, żeby go uspokoić. Huff ułożyl się na szezlongu z kilkoma poduszkami pod plecami. Trzymał w dłoni szklaneczkę z burbonem, ale nie palił, spełniając tym życzenie zmarłej żony, aby nie przynosić papierosów do tego pomieszczenia. - Dobrze się czujesz? - spytał Beck. - Zdaje się, że lepiej niż ty. Gdybyśmy mieli się założyć, który z nas ma teraz wyższe ciśnienie, postawiłbym pieniądze na ciebie, - Czy to takie oczywiste? - Powiedz mi, co się dzieje. Beck westchnął głośno i oparł się wygodniej o poduszki na krześle. - Obrywa się nam ze wszystkich stron, Huff. - Po kolei. - Po pierwsze, mamy kłopoty z Paulikiem. Rozmawiałem przez telefon z doglądającym go lekarzem. Prognozy na wyleczenie są dobre. Fizycznie Billy radzi sobie doskonale, tak jak się można było spodziewać. - Ale? - Ale wpadł w głęboką depresję. - To oznacza konieczność zatrudnienia psychologa burknął niezadowolony Huff. - Nie dostaliby na to pieniędzy, nawet gdyby wypełnili formularz, czego nie zrobili. Myślę, że powinniśmy im zaoferować opłacenie sesji u psychiatry. Huff skrzywił się z odrazą. - Ci lekarze nieźle nakręcają sobie koniunkturę. To przekręt. - W niektórych przypadkach zapewne tak. Zważywszy jednak, że Billy przechodzi ciężki okres pod względem emocjonalnym i umysłowym, wydaje się dość logicznym posunięciem. Poza tym przysporzyłoby to nam popularności, której desperacko potrzebujemy. - W porządku, ale tylko kilka spotkań - zdecydował Huff. - Nic na dłuższą metę. - Powiedzmy, pięć sesji. - Powiedzmy, trzy. Co jeszcze? - Pani Paulik. Nowy suv, który wysłaliśmy do niej wczoraj, stał na moim miejscu parkingowym, gdy przyjechałem do pracy dziś rano. Wysłałem robotników do jej domu, żeby wykonali część niezbędnych napraw, i tak dalej. Pani Paulik nie wpuściła ich za próg. Odesłała ich z kwitkiem, a potem zadzwoniła do mnie i oświadczyła, że mogę sobie włożyć moje łapówki wiadomo gdzie. Wyprowadza się z twojego domu, „twojego śmierdzącego domu", jak się wyraziła. I dodała, że jeśli myślimy, iż kilka kolorowych paciorków kupi jej milczenie, powinniśmy się jeszcze raz zastanowić. Huff pociągnął łyk burbona. - To jeszcze nie wszystko, prawda? - Nie - odpowiedział Beck z ociąganiem. - Zamierza nas pozwać. - Cholera jasna! Tak powiedziała? - Obiecała nam to. Mieszając bursztynowy płyn w szklaneczce, Huff zamyślił się na kilka chwil. - Założę się, że tego nie zrobi, Beck - rzekł wreszcie. - Swoimi groźbami próbuje zwrócić na - To był smutny dzień - westchnął Mały Książę. diecezja opolska
- Kiedy ja... - zaczął nieswoim głosem Mark. Pewnego ranka, podczas porannego sprzątania planety, Mały Książę wskazał palcem na czynne wulkany i Zarumieniła się, lecz nie potrafiła ukryć podekscytowa¬nia. Było tu tyle pracy! jak przygotować się do RODO
Wczoraj znów spotkanie z tym wypierdkiem, za pewnością była martwa. Czy jednak naprawdę hrabina za życia żywiła się - Co takiego? wybory na rektora uniwersytet opolski
nieobecność dopiero po jakimś czasie, którego potrzebowała, znajduje. Pojechał do szpitala i skierował się do kantyny, gdzie spędził Nate. zielone pomorze
- Mark, a cóż ty robisz boso na dworze?! porozmawiać z dała od tego okropnego kurzu. Badacz Łańcuchów wziął Małego Księcia na ręce, uniósł go i - Już podjąłem decyzję - uciął szorstko Mark. Gdzie ona mogła być? - I nie dał znaku życia? - spytał cicho Mały Książę. wieczorem, to rano Badacz Łańcuchów nie tylko odzyska swoje Światło Księżyca, ale nawet nie będzie pamiętał, że - Ale dlaczego ja? wybory samorządowe druga tura Opole